Et introibo ad altare Dei, ad Deum, qui lætificat iuventutem meam

MINISTRANT

portal ministrantów posługujących w klasycznym rycie rzymskim


Ministranci jako pionierzy ruchu liturgicznego

     

Strona główna

Biblioteka ministranta

Ministrantura

Ceremoniał

 

x. L. Rogalewski

Zaszczytne powołanie

W kościele półmrok. Przy bocznym ołtarzu kapłan cele­bruje Mszę św. Raz po raz słychać dwa glosy: jeden głośniej­szy kapłana a drugi cichszy ministranta. Kapłan w imieniu całej parafii zanosi modły błagalne do Pana, a ministrant w za­stępstwie ludu odpowiada celebransowi: korząc się w Confi­teor, wespół uwielbiając w Gloria, wyznając swą wiarę w Lek­cji, Ewangelii, Credo, ofiarując w Offertorium, odpowiadając na słowa zachęty w Prefacji, w momencie Przeistoczenia we­spół z Najwyższym Kapłanem: Jezusem adorując Boga Ojca, potem dziękując, i lecząc się bezpośrednio w Komunii św. z Je­zusem,

Zastępca ludu - ministrant - udziela niejako ust swoich: by cała parafia, przez niego właśnie, mogła wyrazić swe uczu­cia, pragnienia, smutki i żale. On, sługa Sług Ołtarza zastę­puje i tych, co są obecni na Mszy św., chorych, przykutych boleścią do łoża, robotnika, kupca, rzemieślnika, nauczyciela, - słowem: wszystkich, co pracą zajęci, nie mogą uczestniczyć we Mszy św.

Co za zaszczyt! Ale co za odpowiedzialność! - Jedno słabe serce, jeden język ma za wszystkich odpowiadać: Ha­bemus ad Dominum – Mamy wzniesione ku Panu. Mamy – a nie: mam.  Jak w państwie: lud wysyła swego przedsta­wiciela do króla, tak w parafii: lud wysyła ministranta, by przed kapłanem wypowiadał wiarę całej parafii w Ofierze Króla królów.

Ministrant to ambasador ludu!

Inny zaszczyt: – Woda czerpana tuż przy źródle jest krystalicznie czysta i zdrowa. Kto poza kapłanem stoi najbli­żej ołtarza? – Ministrant. On niejako ociera się o mensę ołta­rza, na której spoczywa Ciało Przenajświętsze: źródło wszel­kich łask. Może czerpać w swą duszę pełnymi rękoma łaski Boże. Stoi jakoby wśród Apostołów podczas Ostatniej Wie­czerzy, albo z Marią i Janem tuż przy krzyżu Golgoty. – Krzyż to pierwsza mensa ołtarzowa. – A w czasie wystawienia Naj­świętszego Sakramentu to jakby z pastuszkami z bliska adoro­wał Bożą Dziecinę.

Szczęśliwy, gdy dusza czysta, nie wypełniona błotem grze­chu, zwaliskiem wad i nałogów, bo moc łaski i błogosławieństw się w nią zmieści. Z ołtarza może skarbić sobie zasługi, gro­madzić bogactwa nadprzyrodzone tak liczne, że na drugim świecie będzie miał z czego płacić sprawiedliwości za swój dług grzechowy. Dług ten nie będzie wielki; kto bowiem co­dziennie gasi pragnienie wodą źródlaną łask, śmiało i odważ­nie kroczy przez życie, odważnie, z niezwykłą siłą bijąc nie­przyjaciela: szatana.

Młody apostoł... Kto w ręku ma dużo bogactw a w sercu dużo miłości, ten chętnie z innymi się dzieli. Przyjaciele Je­zusa, to magnaci nadprzyrodzeni, bogacze łask. Najlepszy przyjaciel jest najbliżej Mistrza Pana usługuje Mu, obcuje z Nim ciągle. Ministrant należy do grona najbliższych przyja­cieli Jezusa! I stąd nic dziwnego, że ministrant zaskarbia sobie podczas każdego nabożeństwa całe naręcza bogactw i może je w porozumieniu z Chrystusem rozdawać. Rodzice, rodzeń­stwo, przyjaciele, grzesznicy, chorzy wyciągają błagalnie dłoń ku niemu. A on, rozmodlony przy ołtarzu, widzi tych proszących w wyobraźni i za każdego się modli. Inaczej być nie może! Niepodobno, by stojąc przy źródle życiodajnym, lekce­ważył sobie siłę zbawienną i nie dzielił się z potrzebującymi. Szczęśliwy...

 

Wyszkolenie duchowe

Z wielką godnością łączy się zwykle wielka odpowiedzialność. Ministrant pełniąc obowiązki: zastępcy, przedstawiciela, ambasadora ludu musi zrozumieć i wczuć się w swoją wyjątkową rolę. Odpowiedzialność za godne reprezentowanie ludu spada na młodociane barki. W kościele jednak młody wiek nie stanowi przeszkody. Nie tyle siła umysłowa i fi­zyczna potrzebna jest w sprawowaniu różnolitych czynności kościelnych, ile moc wewnętrzna, potęga łaski i świętość serca. Młodzieńcze serce, skąpane w miłości Bożej, często robi więcej dla sprawy Bożej, niż pełen siły wiek męża o zaschłym sercu. Przyjąć jednak urząd i obowiązki na siebie bez przygotowania – to lekkomyślność. Stąd i ministrant winien się przysposobić do swej poważnej funkcji.

A w jaki sposób?

W dwojaki sposób. Wyszkolić się duchowo i liturgicznie. Zaraz to wyjaśnimy.

Duchowo – tzn. poznać stan swej duszy. Ze serca wyrzucić wszystkie grzechy ciężkie i to koniecznie. Służyć Bogu w szacie cuch­nącej błotem i zgnilizną grzechu nie można. Pod komeżką ministranta musi bić serce Janowe! Tak jak Jan w uczcie wieczernika, bezpośrednio uczestniczy ministrant w ofierze Mszy św. Wiemy, ile ukojenia Jezu­sowi dawało czyste, miłością tętniące serce Jana. Jak goiło ranę, roz­dartą przez niecny postępek Judasza. Precz więc z grzechami! Wy­rzucić grzech, wyrwać go w sakramencie pokuty, a potem klęknąć u stopni ołtarza. Ministrant musi więc częściej zmywać duszę przy konfesjonale.

Piękne są barwy szat liturgicznych, ale piękniejsza dusza ministran­ta, błyszcząca tęczą cnót i złotem dobroci charakteru. Dobry charak­ter, przybrany naszywkami cnót, zawsze zdobi ministranta. Ludzie tak już przywykli widzieć w ministrancie dobroć samą. „A to ministrant" – mówi szczęśliwa matka czy ojciec. „A to ministrant" – powtarza z zadowoleniem nauczyciel w szkole.

Coś z bogactw i piękna Ofiary najświętszej odbija się w duszy słu­gi ołtarza – tak jak w zwierciadle.

Koledzy z dumą idą z nim. Nie dlatego, że mówi po łacinie. O nie! Zaszczyt kolegi widzą w tej wyjątkowej roli jego: reprezentowania lu­du! A i szczerość, dobroć pociąga ich! Ileż to razy zdanie ministranta – jako opierające się zawsze na prawdzie – rozstrzyga spory koleżeń­skie. Czy dodać jeszcze ten urok, jakim ministrant otoczony jest w oczach młodszego rodzeństwa. Przeciska się nieraz młodszy braci­szek aż do balustrady i oczyma, błyszczącymi radością, przypatruje się swemu starszemu bratu, jak z godnością usługuje kapłanowi lub ude­rza w dzwonki, dając znak ludowi na klęknięcie. Patrzy i cieszy się, a w sercu rośnie pragnienie, potężnieje chęć służenia tak samo Bogu. Oto dusza ministranta, promieniejąca na otoczenie blaskiem dobroci. Rozumiemy teraz, dlaczego zacząć trzeba od czystości duszy wyszkolenie ministranckie. Cóż z tego, że rozumie niejeden ruch, for­mułki liturgiczne, wzorowo pochyla się, klęka, odpowiada – kiedy w duszy brudno i zimno.

Ministrant rozpoczyna więc pionierską pracę w ruchu liturgicznym od własnej duszy! Święta ofiara wymaga bowiem sług świętych, czysty Baranek Ofiarny chce czystych serc. Kto to zrozumie i wcieli w ży­cie – szczęśliwy! Pojął bowiem i wykonał życzenie Boże.

 

Wyszkolenie liturgiczne

W oparciu o wyrobienie duchowe rozpocząć musi każdy ministrant szkolenie liturgiczne.

Zapyta kto: dlaczego? – Z tej racji, że każdy najmniejszy ruch ręki czy warg musi pobierać siłę i wypływać z duszy. Chrystus nie chce manekinów, robotów, lalek, ale pragnie mieć sługi piękne we­wnątrz, i na zewnątrz ujawniające, we formie przepisanej, bogactwo swoich serc. We formie przepisanej tzn. tak, jak Kościół nakazuje. Ministranta, podobnie jak kapłana, obowiązują pewne przepisy, któ­rych nie wolno przekręcać a tym, mniej deptać. Czasem celebrans musi w czasie nabożeństwa zwracać uwagę, a ludzie denerwują się i wpada­ją w roztargnienie, bo ministrant nie wie co robić a nieraz czyni od­wrotnie niż powinien.

Trzeba się więc uczyć, szkolić liturgicznie.

A jak? Zaraz wyjaśnimy wszystko w pewnej kolejności.

Jest kółko ministrantów, to nie tak trudna sprawa. Wygłosi je­den z starszych pogadankę o roku liturgicznym albo poprosi się o taką pogadankę księdza. Co to jest rok liturgiczny, jak powstaje, jak się dzieli, jak przeżywać go itd. Po tym pierwszym wykładziku oczy się wszystkim otworzą (niektórym usta z podziwu).

Rok liturgiczny to nie monotonne, codzienne wyrywanie kartek z ka­lendarza, albo przywdziewanie ornatu według upodobania raz w tym kolorze, drugi raz w innym. Nie! To wierne przeżywanie wraz z Chry­stusem pamiętnych momentów Jego życia: o charakterze zbawczym. Rozum, serce i wola nasza biorą czynny udział w opisach ewangelii dni, niedziel i świąt.

Czytając ciekawą książkę, ludzie nieraz tak się przejmują jej treścią, że z mimiki twarzy wyczytać można akcję: smutną lub wesołą. Oglądając ciekawy film, widzowie czasem śmieją się do rozpuku, a nie­kiedy opuszczają salę kinową zapłakani i w domu jeszcze pochlipują. – Przejęli się treścią, akcją. Czy tak mają wierni przeżywać rok litur­giczny? – Nie! To za mało!

Chrystus przecież to nasz Ojciec, Brat i najdroższy Przyjaciel. Tak, jak w rodzinie dobry syn przeżywa wraz z ojcem wszystkie jego smutki i radości, troski i starania, i pragnie wyczytać z twarzy ojcow­skiej wszystkie myśli, tak i synowie Kościoła – wierni, powinni wpatrywać się w Chrystusa ewangelii dni roku kościelnego.

A doprawdy warto! W adwencie – posłuchać kaznodziejów tej miary co prorok Izajasz, św. Jan Chrzciciel, Matka Najświętsza, by wiedzieć jak przygotować się na przyjście Odkupiciela w postaci małej Dzieciny. Co za radość ze sercem zamienionym na żłóbek, towarzyszyć Chłopczynie Bożej w uroczystości Obrzezania, Hołdu Trzech Króli i w Jego dalszym życiu. Warto we fiolecie pokuty iść poprzez okres postny we chwile smutku i poniżenia, przenieść się duchem w ulice Jeruzalem i towarzyszyć Barankowi Ofiarnemu aż po Golgotę i chwile śmierci zbawczej, by później z triumfem, w promieniach Ciała Zmar­twychwstałego, w upojeniu radosnym patrzeć na wiekopomne wyda­rzenia: Wniebowstąpienie, Zesłanie Ducha św. i wreszcie z pieśnią weselną na ustach obchodzić adoracyjne i hołdownicze święta: Bożego Ciała i Chrystusa Króla. Ile wzlotów myśli, wytrysków uczucia i wzmocnień woli! Przelewa się bowiem potokami łaska, z przeżyć poszczególnych scen życia Chrystusowego, do dusz towarzyszących Mu w tym pochodzie całorocznym. Nie zapomniał Jezus o swoich uczniach za życia, nie zapomni o swoich towarzyszach w chwili obecnej!

Nie na tym koniec. Dodać musimy te kolumny świętych, ustawio­ne na cokołach poszczególnych dni i, gdy wybije ich uroczystość, prze­mawiające żywą mową liturgiczną do mas wiernych. A wśród nich – tęczą barw jaśniejące święta ku czci Matki Bożej.

Oto w zarysie mowa dni, niedziel i świąt roku kościelnego. Czy nie piękna? Nie usłyszysz na świecie słów melodii piękniejszej, nie ujrzysz milszych i cudowniejszych obrazów, nie spotkasz droższych ci wydarzeń i osób – jak w roku liturgicznym. To życie boże jest nie­jako transmitowane na cały świat. Chce człowiek mieć styczność z całym światem: nakręca radio. Chce mieć styczność z życiem Bo­żym, niech zwiąże się sercem, rozumem i wolą z rokiem liturgicznym.

Ministrant winien celować w przeżywaniu roku liturgicznego. Uroczystość dnia, barwa szaty celebransa, treść formularza mszalnego tekst pieśni liturgicznej – to wszystko musi przemawiać co dzień do jego duszy, wygrywać mu w sercu melodie anielskie, Boże. Wtedy służba na posterunku przy ołtarzu nie będzie czymś nudnym, ale ra­dosnym, chętnym trwaniem przy Chrystusie.

Do pomocy służyć powinny tablice roku kościelnego, pięknie wy­malowane i zawieszone na ścianie ogniska, kalendarzyk liturgiczny, plan służenia z karteczkami nazwisk w kolorze dnia, pogadanki ilustro­wane obrazkami, a gdzie się da – płytą śpiewów liturgicznych, wytłumaczenia wszystkich ceremonii. Całość dopełni wieczór wigilijny przy żłóbku i uroczysty obchód święta Patrona.

Zrozumienie więc roku liturgicznego to pierwszy etap szkolenia, to wykrzesanie zapału, wytworzenie radosnego nastroju ze znajomości rzeczy pięknych i Bożych.


Miesięcznik "Msza Święta", październik 1937, styczeń - marzec 1938.